Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwili stary rejent zacierając ręce, można umorzyć dużo wierzytelności. Panicz ma długi lichwiarskie, zamkniemy go tutaj. Pojadę sam do Paryża, aby przywieść tych psów do kapitulacji.
Chesnel, uczciwy Chesnel, cnotliwy Chesnel, godny Chesnel, nazywał psami wierzycieli swego ukochanego dziecka, hrabiego Wikturnjana.
Przyszły rejent mijał ulicę du Bercail, w chwili gdy wjechała tam kareta panny Armandy. Ciekawość, naturalna u każdego młodego człowieka któryby ujrzał w tem mieście, o tej godzinie, powóz zatrzymający się przed bramą starego rejenta, wystarczyła, aby kazać przystanąć młodemu dependentowi w zagłębieniu jakiejś bramy, skąd dojrzał pannę Armandę.
— Panna Armanda d‘Esgrignon, o tej godzinie! Cóż się dzieje tedy u d‘Esgrignonów? spytał sam siebie.
Widząc pannę d‘Esgrignon, Chesnel przyjął ją dość tajemniczo, cofając świecę którą trzymał w ręku. Na widok Wikturnjana, na pierwsze słowo które mu szepnęła do ucha panna Armanda, poczciwiec zrozumiał wszystko; spojrzał w ulicę, sprawdził że jest cicha i spokojna, dał znak, młody hrabia skoczył z karety w dziedziniec. Wszystko przepadło; następca Chesnela znał kryjówkę Wikturnjana!
— Ach, panie hrabio! wykrzyknął ex-rejent, kiedy Wikturnjan znalazł się w pokoju za gabinetem Chesnela, dokąd niepodobna było się wedrzeć, chyba po ciele poczciwca.
— Tak, Chesnelu, odparł młody człowiek zrozumiawszy wykrzyknik starego przyjaciela, nie słuchałem