Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Te rozmaite drogi, tę katastrofę, wszystko to rozważyła zimno, spokojnie, bez wzruszenia. Tak jak naturalista bierze najwspanialszego motyla, i umocowuje go na wacie za pomocą szpilki, tak samo pani de Maufrigneuse wyjęła z serca swoją miłość, aby myśleć o koniecznościach chwili, gotowa wziąć napowrót swą piękną miłość na swą niepokalaną watę, skoro ocali mitrę książęcą. Nic z owych wahań które Richelieu powierzał jedynie ojcu Józefowi, które Napoleon krył zrazu przed całym światem! Powiedziała sobie: „Albo to, albo tamto.“ Siedziała przy kominku, kazawszy przygotować suknię na spacer do Lasku o ile czas pozwoli, kiedy wszedł Wikturnjan.
Mimo swoich niezużytych zdolności i bystrej inteligencji, hrabia był taki, jaką powinna była być kobieta: serce mu biło, pocił się w swoim rynsztunku dandysa, nie śmiał jeszcze położyć ręki na tym kamieniu węgielnym, który gdyby usunąć, runęłaby cała piramida ich wspólnego istnienia. Tyle go kosztowało zyskać pewność! Najsilniejsi ludzie lubią się łudzić co do pewnych rzeczy, w których prawda musiałaby ich upokorzyć, obniżyć we własnych oczach. Wikturnjan zmusił się wreszcie do podjęcia bitwy, rzucając jakieś nazbyt szczere zdanie.
— Co tobie? było pierwszem słowem Djany de Maufrigneuse na widok ukochanego Wikturnjana.
— Cóż, moja Djano, jestem w takim kłopocie, że człowiek, który się topi i chwyta ostatni łyk powietrza, szczęśliwy jest w porównaniu ze mną.