Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

den nie wyjąłby jednego banknotu aby ocalić przyjaciela. Chesnel musiał być zrujnowany, Wikturnjan pożarł Chesnela. Wszystkie furje mieszkały w jego sercu i szarpały je, w chwili gdy uśmiechał się do księżnej na Operze włoskiej, w tej loży, gdzie ich szczęście budziło zazdrość całej sali. Wreszcie, aby odmalować jak głęboko stoczył się w otchłań zwątpienia, rozpaczy i niewiary, on który kochał życie tak, iż spodliłby się aby je zachować — ten anioł czynił mu je tak pięknem! — otóż on spoglądał na swoje pistolety, posuwał się aż do myśli o samobójstwie, on rozkosznik, hulaka, niegodny swego nazwiska. On, który nie zniósłby nawet cienia zniewagi, czynił sobie owe straszliwe wyrzuty, jakich można wysłuchać jedynie od samego siebie.
Zostawił list du Croisiera otwarty na łóżku; była dziesiąta kiedy Józef mu go oddał, spał po powrocie z Opery, mimo że meble jego były zajęte; ale wszedł przez owo rozkoszne gniazko, gdzie księżna i on chronili się na kilka godzin po fetach dworskich, po najświetniejszych balach, po najwspanialszych zabawach. Pozory były bardzo zręcznie zachowane. Ustroń ta to było poddasze, zwyczajne napozór, ale strojne ręką indyjskich peri. Wchodząc tam, pani de Maufrigneuse musiała schylać głowę obciążoną piórami albo kwiatami. W wilję śmierci, hrabia chciał się pożegnać z tem wykwintnem gniazdkiem, uwitem przez niego aby stworzyć poezję godną swego anioła, gdzie odtąd zaczarowane jajka, stłuczone nieszczęściem, nie będą się już rozwijały w białe gołębie, w lśniące bengali, w różowe flamingi, w tysiące fantastycznych ptaków, które bu-