Strona:PL Balzac - Fizjologja małżeństwa. T. 2.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Może pani de T. pragnęła abym zaprzeczył; nie uczyniłem tego. Stwierdziliśmy tedy jednomyślnie, iż możemy być jedynie nietykalną parą przyjaciół.
— Obawiałem się, rzekłem, że to zdarzenie tam, w powozie, mogło panią zaniepokoić?...
— Och, ja się tak łatwo nie przestraszam!
— Boję się, czy nie zostawiło jakiejś chmurki.
— Co zrobić, aby pana uspokoić?...
— Pozwolić mi dokończyć pocałunku, który traf...
— Najchętniej; inaczej wyobrażałby pan sobie w swej pysze, że się obawiam...
Otrzymałem pocałunek... Z pocałunkiem jest jak ze zwierzeniami; pierwszy pociągnął następny, i jeszcze jeden... tłoczyły się nam na usta, przerywały rozmowę, wciskały się na jej miejsce; ledwie zostawiały chwilę czasu na westchnienia... Nastała cisza... Słyszeliśmy ją, bo ciszę można słyszeć. Wstaliśmy bez słowa i poczęliśmy się przechadzać.
— Trzeba wracać... rzekła pani de T., dziwny chłód wieje od rzeki...
— Nie sądzę, aby był dla nas niebezpieczny... odparłem.
— Może! Wracajmy jednak.
— Więc to przez wzgląd na mnie? Chce mnie pani uchronić od niebezpiecznych wzruszeń takiej przechadzki... od skutków, jakieby mogła mieć... dla mnie... samego...
— Nadto pan skromny!... rzekła śmiejąc się; przypisuje mi pan szczególną delikatność.
— W istocie? Ale, skoro pani tak bierze sprawę, dobrze, wracajmy, żądam tego.
Wysilaliśmy się, aby kleić rozmowę, jak dwoje ludzi, którzy przymuszają się do mówienia o czem innem niż myślą.
Tak więc, pani de T. zmusiła mnie, bym skierował drogę ku zamkowi. Nie wiem, a raczej wówczas nie wiedziałem, czy to był