Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lub też do żołądka spokojnego człowieka. Namiętności, — oto prawdziwa policja“.
Komandor usilnie zalecił baronowi, aby się udał do Włoch, z Włoch do Grecji, z Grecji do Syrji, z Syrji do Azji, i aby nie wracał, zanim nie przekona tajemnych wrogów o swoim żalu, i nie zawrze z nimi niejako milczącego pokoju. Inaczej niech siedzi w domu, nawet w swoim pokoju, gdzie może się zabezpieczyć od zamachów tego Ferragusa; a z domu niechaj wyjdzie jedynie poto, aby go zmiażdżyć z całą pewnością.
— Nie trzeba tykać wroga, chyba aby mu ściąć głowę, rzekł poważnie.
Bądź co bądź, starzec przyrzekł swemu benjaminkowi, że użyje całej chytrości, aby, nie narażając nikogo, zbadać pozycje nieprzyjaciela, obliczyć wszystko i przygotować zwycięstwo. Komandor miał u siebie starego ex Figara, najzmyślniejszą małpę jaka kiedykolwiek oblekła twarz ludzką, niegdyś sprytnego jak djabeł, obrotnego jak galernik, zwinnego jak złodziej, przebiegłego jak kobieta. Człowiek ten zardzewiał dla braku okazji, od czasu przeobrażenia Paryża, w którym lokaje ze starej komedji zostali bez zastosowania. Ten emerytowany Skapen przywiązany był do swego pana jak do bóstwa; przytem chytry widam pomnażał co rok płacę swego totumfackiego o dość znaczną sumkę, co umacniało jeszcze jego wrodzone przywiązanie. Dzięki temu starzec cieszył się opieką, jakiej najbardziej miłująca kochanka nie roztoczyłaby dla swego chorego przyjaciela. Tej oto perle starych kamerdynerów, szczątkowi minionego