Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mów i wielkich opuszczonych pałaców. Ta wyspa, ten trup generalnych dzierżawców, to niby paryska Wenecja. Plac giełdy jest gadatliwy, czynny, plugawy; piękny jest jedynie w blasku księżyca, o drugiej w nocy; w dzień, to jest skrót Paryża; w nocy, to niby sen o Grecji. Czyż ulica Traversière — Saint-Honoré nie jest bezecna? Nędzne domki o dwóch oknach, gdzie, piętro w piętro, mieszka zepsucie, zbrodnia, nędza. Ciasne ulice obrócone na północ, gdzie słońce zagląda ledwie kilka razy do roku, to ulice mordercze, które zabijają bezkarnie; dziś rząd nie miesza się do tego, ale niegdyś parlament wezwałby może naczelnika policji aby go połajać w tej mierze i wydałby dekret przeciw tej ulicy, jak niegdyś wydał go przeciw perukom kapituły w Beauvais. P. Benoiston de Chateauneuf dowiódł, że śmiertelność tych ulic dwukrotnie przewyższa inne. Aby streścić te rzeczy przykładem: czy ulica Fromenteau nie jest równocześnie mordercza i rozpustna? Spostrzeżenia te, niezrozumiałe poza Paryżem, trafią niewątpliwie do owych ludzi nauki i myśli, poezji i rozkoszy, którzy, włócząc się po Paryżu, umieją zbierać całą sumę przyjemności, dostępną na każdym kroku wśród jego murów; do tych, dla których Paryż jest najrozkoszniejszym z potworów; tu, podobny ładnej kobiecie; nieco dalej, ubogi i stary; tu wszystko nowe niby moneta nowej monarchji; w innym zakątku wykwintny jak elegantka. Zupełny potwór zresztą! Poddasza jego, to niby głowa pełna talentu i wiedzy; jego pierwsze piętra, szczęśliwe żołądki; jego sklepy, istne nogi; stamtąd wychodzą wszyscy co biegną,