Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z krokami posługacza rozległy się w dziedzińcu. Za nim wszedł podróżny, który od paru chwil wzniecał tyle ciekawości i zaprzątał tak żywo wyobraźnie, że jego przybycie w dom i jego spadnięcie w ten cały światek możnaby porównać ze ślimakiem w ulu lub z wpuszczeniem pawia na jakieś mizerne wiejskie podwórko.
— Usiądź pan koło ognia, rzekł Grandet.
Zanim usiadł, obcy młodzian skłonił się z wdziękiem zgromadzeniu. Mężczyźni wstali, odpowiadając grzecznym ukłonem; kobiety odkłoniły się ceremonjalnie,
— Zimno panu, rzekła pani Grandet; przybywa pan z pewnością z...
— Oto kobiety, rzekł stary winiarz przerywając czytanie listu, który trzymał w ręce; pozwól-że panu odpocząć.
— Ależ, ojcze, pan może potrzebować czego, rzekła Eugenja.
— Ma język, odparł surowo winiarz.
Jeden tylko nieznajomy zdumiony był tą sceną. Inne osoby przywykły do despotycznego tonu starego. Mimo to, skoro padły te dwa pytania i dwie odpowiedzi, nieznajomy wstał, obrócił się plecami do ognia, podniósł nogę aby ogrzać podeszwę buta i rzekł do Eugenji:
— Dziękuję ci, kuzynko, jadłem obiad w Tours. I — dodał patrząc na pana Grandet — nie potrzeba mi niczego, nie jestem nawet zmęczony.
— Pan przybywa ze stolicy? spytała pani des Grassins.
Pan Karol (tak się nazywał syn paryskiego Grandeta), słysząc to pytanie, wziął małą lorynetkę zawieszoną na szyi, przyłożył ją do prawego oka aby się przyjrzeć temu co jest na stole i osobom siedzącym przy nim, zlustrował dość impertynencko panią des Grassins i odrzekł stwierdziwszy wszystko:
— Tak, pani. Grają państwo w loteryjkę; proszę, ciociu, grajcie państwo dalej; to taka wesoła gra, szkoda ją przerywać...
— Byłam pewna, że to kuzynek, pomyślała pani des Grassins, zerkając na niego.