Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na dziewczyna, w ów świeży, wesoły ranek, przechodziła w myśli duże i małe wydarzenia swej miłości oraz katastrofy, jakie po niej nastąpiły. Słońce oświecało malowniczy zrąb muru, spękany, prawie w gruzach, którego kapryśna dziedziczka zabroniła tykać, mimo że Cornoiller często powtarzał żonie, że kiedyś runie komu na głowę. Naraz zapukał listonosz i oddał list pani Cornoiller, która wbiegła do ogrodu, wołając:
— Panienko, panienko, list!
Oddała go pani, mówiąc:
— Czy to ten, którego panienka oczekuje?
Słowa te zabrzmiały w sercu Eugenji tak silnie, jak zabrzmiały w istocie między murami dziedzińca i ogrodu.
— Paryż! To od niego. Wrócił.
Eugenja zbladła i trzymała chwilę list. Była zanadto wzruszona, aby móc otworzyć i przeczytać. Wielka Nanon stała obok, z rękami na biodrach: radość parowała jak dym szczelinami jej smagłej twarzy.
— Niechże panienka czyta...
— Ach, Nanon, czemu on wraca przez Paryż, kiedy wyjechał przez Saumur?
— Niech panienka czyta, dowie się panienka.
Eugenja, drżąc, otworzyła list. Wypadł z niego przekaz na firmę des Grassins i Corret w Saumur. Nanon podniosła go.
„Droga kuzynko...
— Nie jestem już Eugenją, pomyślała. I serce się jej ścisnęło.
„Dowie się pani...
— On mi mówił ty...
Założyła ręce, nie miała już odwagi czytać, duże łzy napłynęły jej do oczu.
— Czy umarł? spytała Nanon.
— Nie pisałby wówczas, rzekła Eugenja.
Przeczytała cały list, który brzmiał jak następuje: