Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla Eugenji. Skoro tylko wszedł, obie kobiety życzyły mu nowego roku; córka skacząc ojcu na szyję, pieszcząc go, pani Grandet poważnie i z godnością.
— Tak, moje dziecko, rzekł całując córkę w policzki, ja pracuję dla ciebie, widzisz, ja pragnę twego szczęścia. Aby być szczęśliwym, trzeba pieniędzy. Bez pieniędzy, kaput! Ot, masz tu nowiutkiego napoleona, sprowadziłem go z Paryża. Dalibóg, nie mam w domu ani kruszyny złota. Ty jedna masz tutaj złoto. Pokaż mi swoje złoto, dziecino.
— E, za zimno jest, jedzmy śniadanie, odparła Eugenja.
— Więc dobrze, potem. To ci dobrze zrobi na trawienie. Ten grubas des Grassins przysłał nam to wszystko, dodał. Jedzcie, dzieci, to nas nie kosztuje ani szeląga. Dobrze sobie radzi des Grassins, kontent jestem z niego. Filut pracuje dla Karola, i to gratis. Bardzo dobrze układa interesy biednego nieboszczyka brata. Au, au, rzekł z pełnemi ustami, ale to dobre! Jedz-że jeszcze, pani Grandet, to syci conajmniej na dwa dni.
— Nie jestem głodna. Nie mam zdrowia, wiesz o tem.
— Ale, ale, możesz sobie napchać kuferek bez obawy, aby ci miał trzasnąć. Ty jesteś la Bertellière, solidna, trwała kobieta. Jesteś ociupinkę żółta, ale ja lubię żółty kolor.
Oczekiwanie haniebnej i publicznej śmierci mniej jest może okropne dla skazańca, niż dla pani Grandet i jej córki było oczekiwanie wypadków, które miały zakończyć to rodzinne śniadanie. Im weselej mówił i jadł stary winiarz, tem bardziej ściskało się serce obu kobiet. Córka miała bodaj oparcie w tem położeniu: czerpała siłę w swojej miłości.
— Dla niego, powiadała sobie, zniosłabym tysiąc razy śmierć.
Z tą myślą spoglądała na matkę oczami iskrzącemi się męstwem.
— Zabierz to wszystko, rzekł Grandet do Nanon, kiedy, koło jedenastej, śniadanie się skończyło. Wygodniej nam tu będzie obejrzyć twój mały skarbczyk, Eugenjo. Mały, na honor, nie. Ty