Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mankietów, które dla mnie są bezużyteczne; przypomnę ci biednego chłopca, który, zdała od ciebie, będzie myślał o tych, co odtąd są całą jego rodziną.
— Mój chłopcze, mój chłopcze, nie trzeba się tak ogałacać... Co ty tam masz, żono, rzekł obracając się chciwie ku niej; a, naparstek złoty! A ty, córuchno, agrafki diamentowe. Dobrze, biorę twoje spinki, mój chłopcze, dodał ściskając rękę Karola. Ale... pozwolisz mi... abym zapłacił twój... tak, twoją przeprawę do Indyj. Tak, zapłacę twoją przeprawę. Zresztą, widzisz, mój chłopcze, szacując twoje klejnoty, liczyłem samo złoto, może i robota jest coś warta. No więc, załatwione. Dam ci tysiąc pięćset franków... w funtach; pożyczę je od Cruchota, bo nie mam złamanego szeląga w domu, chyba że Perrotet, który zalega z dzierżawą, zapłaci mi ją. O, tak: pójdę do niego.
Wziął kapelusz, włożył rękawiczki i wyszedł.
— Więc jedziesz, rzekła Eugenja, rzucając nań spojrzenie pełne smutku zmieszanego z uwielbieniem.
— Trzeba, rzekł spuszczając głowę.
Od kilku dni, zachowanie się, obejście, słowa Karola znamionowały człowieka głęboko strapionego, ale który, czując że na nim ciążą olbrzymie zobowiązania, czerpie nowe siły w swojem nieszczęściu. Nie wzdychał już, stał się mężczyzną. Toteż nigdy Eugenja nie miała wyższego pojęcia o kuzynie, niż kiedy go ujrzała w ubraniu z grubego czarnego sukna, które dobrze nadawało się do jego przybladłej twarzy i posępnej miny. Tego dnia, obie kobiety wdziały żałobę i wysłuchały wraz z Karolem requiem odśpiewanego w parafjalnym kościele za duszę Wilhelma Grandet.
Przy drugiem śniadaniu, Karol otrzymał listy z Paryża i przeczytał je. — I cóż, kuzynie, zadowolony jesteś z interesów, spytała Eugenja zcicha.
— Nie zadawaj nigdy takich pytań, moje dziecko, rzekł Grandet. Cóż, u licha, ja ci nie mówię o swoich sprawach, po kiegóż licha pakujesz nos w interesy kuzyna? Zostawże tego chłopca.