Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie mam żadnych. Dziękuję panu.
— Podziękuj serdeczniej, mój bratanku. Pan jedzie, aby uładzić interesy firmy Wilhelm Grandet.
— Byłażby jaka nadzieja? spytał Karol.
— Ha! wykrzyknął bednarz z dobrze odegraną dumą, alboż nie jesteś moim bratankiem? Twój honor jest naszym. Czy nie nazywasz się Grandet?
Karol wstał, objął starego, uścisnął go, zbladł i wyszedł. Eugenja patrzyła na ojca z uwielbieniem.
— No, bywaj zdrów, mój stary des Grassins, miej się dobrze i potańcuj z tymi ludźmi jak należy.
Dwaj dyplomaci uścisnęli sobie ręce, ex-bednarz odprowadził bankiera do drzwi, poczem, zamknąwszy je, wrócił i rzekł do Nanon, zagłębiając się w fotelu:
— Daj mi nalewki.
Ale, nadto wzruszony aby usiedzieć w miejscu, popatrzył na portret pana de La Bertelliére i zaczął nucić podrygując krokiem niby to tanecznym:

Miałem dobrego papusia,
Gwardzistą, gwardzistą był...

Nanon, pani Grandet, Eugenja, patrzyły po sobie w milczeniu. Radość winiarza przerażała je zawsze, skoro dochodziła szczytu. Niebawem wieczór się skończył. Po pierwsze, Grandet chciał wcześnie iść spać, a skoro on się kładł, wszystko w domu musiało spać, tak samo jak kiedy August pił, Polska była pijana! Powtóre, Nanon, Karol i Eugenja niemniej byli zmęczeni od pana. Co do pani Grandet, ona spała, jadła, piła, chodziła, wedle życzeń swego męża. Bądź co bądź, przez dwie godziny przeznaczone na trawienie, bednarz, jowialny jak nigdy, wygłosił wiele złotych myśli, z których jedna da miarę jego inteligencji. Wysączywszy swoją nalewkę, popatrzał na kieliszek.
— Ledwie człowiek przyłoży usta do kieliszka, już jest próż-