Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W każdeeej truuudnej sprawie, jeżeli człowiek nieee chce się zruujnować, muuusi poznać środki i cięęężary. Hę, nieprawdaż?
— Oczywiście, rzekł prezydent. Ja sądzę, że, zyskawszy kilka miesięcy, można będzie odkupić wierzytelności za daną sumę i spłacić wszystko w drodze układu. Ha, ha! daleko można psa zaprowadzić, pokazując mu kawał słoniny. O ile nie było deklaracji bankructwa i o ile pan masz tytuły wierzytelności w ręku, stajesz się biały jak śnieg.
— Jaaak śnieg, powtórzył Grandet robiąc znów trąbkę z dłoni. Nie rozuuumiem tego śniegu.
— Niechże pan tedy słucha, wykrzyknął prezydent.
— Słuuucham.
— Oblig, to jest towar, który może stać wyżej albo niżej. To wypływa z teorji Jeremjasza Benthama o lichwie. Publicysta ten dowiódł, że przesąd, który okrywa hańbą lichwiarzy, jest głupstwem.
— Eeee, rzekł stary.
— Zważywszy że, w zasadzie, wedle Benthama, pieniądz jest towarem, i że to co przedstawia pieniądz staje się również towarem, ciągnął prezydent; zważywszy iż stwierdzone jest, że, podlegając zwykłym fluktuacjom oddziałującym na obroty handlowe, towar-weksel, noszący taki a taki podpis, znajduje się — tak samo jak taki a taki artykuł — obficie lub skąpo na rynku, że jest drogi lub spada do zera, trybunał orzeka... (co ja za głupstwa mówię, przepraszam), jestem zdania, że może pan wykupić swego brata po dwadzieścia pięć od stu.
— I móóówi pan, że to Je...je...jeremjasz Ben...
— Bentham, Anglik.
— Ten Jeremjasz oszczędzi nam wielu lamentacyj w interesach, rzekł rejent śmiejąc się.
— Ci Anglicy mają czaaasami ro...rozum, czuć to, rzekł Grandet. Tak więęęc, wedle Ben...Ben...Benthama, jeżeli obligi mego brata sąąą warte... nie są nic warte. Tak. Dobrze mówię, niepraw-