ła to śmiertelna zniewaga. Samo podejrzenie wprawiło go we wściekłość, ryknął jak tygrys, z którego zadrwiła gazella, jak tygrys, który z siłą zwierzęcia łączy inteligencję szatana.
— No, co tobie znowu? spytał Paweł.
— Nic! Nie chciałbym, gdyby cię spytano czy masz co przeciw mnie, abyś odpowiedział podobnem nic: trzebaby się nam pojedynkować nazajutrz.
— Już się nie pojedynkuję, rzekł de Marsay.
— To mi pachnie jeszcze tragiczniej. Mordujesz zatem?
— Używasz fałszywych słów. Wydaję wyrok.
— Mój drogi, rzekł Paweł, ostre masz dzisiaj żarciki.
— Cóż chcesz? rozkosz wiedzie do okrucieństwa. Czemu? nie mam pojęcia i nie jestem ciekawy wiedzieć. — Te cygara są wyborne. Nalej herbaty swemu przyjacielowi. — Wiesz, Pawle, że ja prowadzę bydlęce życie? Byłby czas obrać jakąś drogę, zużyć siły dla czegoś, co byłoby warte aby żyć. Życie, to jest osobliwa komedja. Przerażony jestem, śmieję się z niedorzeczności naszego społeczeństwa. Rząd każe ucinać głowę nieborakowi, który zabił człowieka, a daje patenty istotom, które, mówiąc po lekarsku, ekspedjują tuzin młodych ludzi w ciągu jednej zimy. Moralność jest bez siły wobec pewnych przywar, które niszczą społeczeństwo i których nic nie może ukarać. — Jeszcze jedną filiżankę? — Słowo honoru! człowiek jest błaznem, który tańczy nad przepaścią. Mówią nam o niemoralności Niebezpiecznych związków i jakiejś tam innej książki, która nosi imię pokojówki[1], ale istnieje książka ohydna, plugawa, przerażająca, deprawująca, wciąż otwarta, której nie zamknie się nigdy, wielka księga świata, nie licząc drugiej książki, tysiąckroć niebezpieczniejszej, która się składa ze wszystkiego co mężczyźni szepcą sobie do ucha, albo kobiety za wachlarzem, wieczorem, na balu.
- ↑ Mowa o książce margrabiego de Sade: Justysia czyli niedole cnoty.