Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cie się na czwartem piętrze; słowom, zapuśćcie się w świat który coś ma: ten sam rezultat. Hurtownicy i ich czeladź, urzędnicy, kasjerzy drobnych banczków a wzory uczciwości, hultaje, totumfaccy, młodsi i starsi subjekci, dependenci komornika, adwokata czy rejenta, — słowem działające, myślące, spekulujące organy owego drobnego mieszczaństwa, które miele na mąkę interesy Paryża i czuwa nad ziarnem, zgarnia zbiory, magazynuje produkty wytworzone przez nędzarzy, ładuje w beczki owoce południowe, ryby morskie, wina z wszelkich okolic umiłowanych przez słońce; które wyciąga ręce ku Wschodowi, skupuje tam szale wzgardzone przez Turków i Rosjan; wędruje po towar aż do Indji, przyczaja się aby wyczekać moment sprzedaży, pali się do zysku, eskontuje weksle, puszcza w ruch i inkasuje wszelkie walory; pakuje detalicznie cały Paryż, przewozi go, czyha na zachcenia dziecka, śledzi kaprysy i przywary dorosłych, wyzyskuje choroby... Otóż, nie pijąc wódki jak robotnik, nie tarzając się w taniej rozpuście, wszyscy oni też nadużywają swoich sił; wytężają ponad miarę ciało i umysł; spalają się pragnieniem, niszczą szaloną gonitwą. Dochodzą do kalectwa pod biczem interesów, pod chłostą ambicji, która żre wyższe sfery tego potwornego miasta, jak proletarjusze dochodzą do niego pod okrutnem wahadłem fizycznej pracy, wciąż nakładanej przez despotyzm arystokratycznego zachcenia. I tam również, ulegając owemu powszechnemu panu, rozkoszy lub złotu, trzeba pochłaniać czas, wyciskać czas, znajdować więcej niż dwadzieścia cztery godzin w każdej dobie, zamęczać się, zabijać, sprzedawać trzydzieści lat starości za dwa lata charłactw i odpoczynku. Tyle tylko, że robotnik, skoro się spełni ostatnia faza jego skarłowacenia, umiera w szpitalu, gdy mieszczuch zostaje żywy i żyje, ale skretyniały. Ujrzycie go z twarzą zniszczoną, płaską, starą, z oczami bez blasku, ze zwiotczałemi nogami, wlokącego się z ogłupiałą miną po bulwarach, tej przepasce jego Wenery, jego ukochanego miasta. Czego chciał mieszczuch? Pałasika gwardzisty narodowego, codziennego garnka zupy, przyzwoitego grobu na Père-Lachaise, a na starość