Strona:PL Balzac - Dwaj poeci.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego ułożenie; znalazła w tem cały szereg pretekstów, aby go trzymać nieustannie przy sobie, pod nosem swych nudnych dworzan. Cóż za urok w jej życiu! Zabrała się na nowo do muzyki dla swego poety, któremu odsłoniła świat tonów; zagrała mu kilka pięknych utworów Beethovena i olśniła go; szczęśliwa z jego radości, mawiała obłudnie, widząc go wpół omdlałym:
— Czy nie można zadowolić się takiem szczęściem?
A biedny poeta był na tyle głupiutki, iż odpowiadał:
— Tak.
Wreszcie, rzeczy posunęły się tak daleko, iż Luiza zaprosiła Lucjana na obiad, we troje z panem de Bargeton. Mimo tej ostrożności, całe miasto wiedziało o tem zdarzeniu, które wydało się czemś tak niesłychanem, iż każdy pytał sam siebie czy to może być prawdą. Poruszenie było straszliwe. W oczach wielu osób, zdawało się, iż społeczeństwo znajduje się w przededniu przewrotu. Inni wykrzyknęli:
— Oto owoc dzisiejszego liberalizmu!
Zawistny du Châtelet dowiedział się wówczas, że pani Szarlota, trudniąca się zawodowo pielęgnowaniem położnic, jest nie kim innym jak panią Chardon, matką „Chateaubrianda z Houmeau“, jak mawiał. Epitet ten obiegł miasto niby najświetniejszy dowcip. Pani de Chandour przybiegła pierwsza do pani de Bargeton.
— Czy wiesz, droga Nais, o czem mówi całe Angoulême? rzekła; matką tego małego wierszoklety jest pani Szarlota, która, przed dwoma miesiącami, pielęgnowała moją bratową w połogu.
— Moja droga, rzekła pani de Bargeton, przybierając królewską minę, cóż w tem tak nadzwyczajnego? czyż nie jest wdową po aptekarzu? zapewne, smutny to los dla panny de Rubempré. Przypuśćmy, że która z nas znalazłaby się bez grosza przy duszy... i cóż robiłybyśmy aby żyć? jakżebyś wyżywiła swoje dzieci?
Zimna krew pani de Bargeton położyła koniec biadaniom noblesy. Wielkie dusze zawsze są skłonne podnieść nieszczęście do wyżyn cnoty. Przytem, wytrwałość w dobrym uczynku wbrew ludz-