Strona:PL Balzac - Dwaj poeci.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

początek, poniecha pani rzemiosła pielęgniarki, i zamieszka, z córką i Lucjanem, w Angoulême.
Troje młodych zaczęło na wyprzódki opowiadać zdumionej matce śliczny projekt, zapuszczając się w jedną z owych gawęd rodzinnych, w których zgarnia się zawczasu wszystkie zasiewy i kosztuje z góry wszystkich radości. Trzeba było Dawida wypędzić z domu przemocą; byłby pragnął, aby ten wieczór trwał wiecznie. Biła pierwsza zrana, kiedy Lucjan odprowadzał przyszłego szwagra do bramy Palet. Zacny pan Postel, zaniepokojony niezwykłym ruchem, przycupnął za oknem; otwarł żaluzje i mówił sobie, widząc o tej porze oświetlone okienko Ewy:
— Co się tam dzieje u tych Chardonów? — Mój chłopcze, rzekł widząc wracającego Lucjana, co się stało u was? Może byłbym na co potrzebny?
— Nie, panie, odparł poeta; ale, ponieważ jest pan przyjacielem rodziny, mogę powiedzieć o co chodzi: matka oddała Dawidowi Séchard rękę Ewy.
Za całą odpowiedź, Postel zamknął gwałtownie okno, w rozpaczy iż nie oświadczył się o pannę Chardon.
Zamiast wrócić do Angoulême, Dawid skierował się do Marsac. Nie spiesząc się, szedł przed siebie i, właśnie w chwili gdy słońce wstawało, dotarł do ogródka okalającego dom. Kochanek ujrzał, pod drzewem migdału, głowę starego niedźwiedzia, wznoszącą się nad żywopłotem.
— Dzień dobry, ojcze, rzekł Dawid.
— Jakto, to ty, mój chłopcze! Jakimż cudem znalazłeś się na gościńcu o tej porze? Chodźże tędy, rzekł winiarz, wskazując furtkę. Całe wino zakwitło cudownie, ani jeden szczep nie przemarzł! Będzie więcej niż dwadzieścia beczek z morgi tego roku; ale też ile nawozu!...
— Ojcze, pragnąłbym z tobą pomówić w ważnej sprawie.
— No i cóż, jakże twoje prasy? musisz zarabiać góry złota?
— Będę zarabiał, ojcze, ale na tę chwilę nie jestem bogaty.