Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ewa zatrzymała się, spostrzegając niebezpieczeństwo, jakie usprawiedliwienie jej mogłoby ściągnąć na brata.
— Och, ja wiem dobrze, odparł urzędnik, że ta sprawa jest ciemna, i ze strony dłużników którzy są uczciwi, skrupulatni, wielcy nawet!... i ze strony wierzyciela, który jest tylko płaszczykiem...
Ewa, przestraszona, patrzyła na urzędnika błędnym wzrokiem.
— Rozumie pani, dodał rzucając jej spojrzenie pełne rubasznego sprytu, że, dla zastanawiania się nad tem co się dzieje przed naszemi oczami, mamy cały ten czas, przez który trzeba nam słuchać przemówień panów obrońców.
Ewa wróciła zrozpaczona swą bezsilnością.
Wieczorem, o siódmej, Doublon przyniósł nakaz oznajmiający przymus osobisty. W tej chwili, pościg doszedł kulminacyjnego punktu.
— Od jutra, rzekł Dawid, nie będę mógł wychodzić, chyba w nocy.
Ewa i pani Chardon zalały się łzami. Dla nich, kryć się, to była hańba. Dowiadując się że wolność ich pana jest zagrożona, Kolb i Maryna zaniepokoili się tem więcej, iż, oddawna, ocenili go jako człowieka głęboko naiwnego. Drżeli o niego tak, iż przyszli do pokoju gdzie znajdowała się pani Chardon wraz z Ewą i Dawidem, pod pozorem spytania naco mogliby się przydać. Zjawili się w chwili gdy te trzy istoty, dla których życie dotąd było tak proste, płakały, widząc konieczność ukrywania Dawida. Ale jak ujść niewidzialnym szpiegom, którzy, od tej chwili, mieli śledzić najdrobniejszy krok tego człowieka, na nieszczęście tak roztargnionego?
Jeszeli bani chdze sadżegadź mały gwatranzig, sabużdżę regonezanz do oposu niebżyjadziół, rzekł Kolb; sopadżycie sze zię snam na tem, chociaż fyklondam na Żfapa; ale sze jezdem żdżery Wrandzus, mam jeżdże drochę zbrydu.