Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żałuj stempli. Doublon, mój komornik, który poprowadzi akcję pod kierunkiem Cachana, też nie będzie się lenił... Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. A teraz, młody człowieku...
Nastała wymowna pauza, podczas której obaj spoglądali na siebie.
— Nie widzieliśmy się nigdy, ciągnął Cointet, nic panu nie mówiłem, nie wiesz nic o panu du Hautoy, ani o panu du Senonches, ani o pannie de la Haye: tylko, kiedy będzie czas, za dwa miesiące, poprosisz o rękę młodej osoby. Kiedy będzie nam się trzeba widzieć, przyjdziesz tutaj, wieczorem. Pisywać nie będziemy.
— Chce pan tedy zrujnować Sécharda? spytał Petit-Claud.
— Niezupełnie; ale trzeba go potrzymać jakiś czas pod kluczem...
— W jakim celu?
— Czy uważasz mnie za tak głupiego, że ci to powiem? Jeśli będziesz miał dość sprytu aby zgadnąć, znajdziesz go też natyle aby milczeć.
— Ojciec Séchard ma pieniądze, rzekł Petit-Claud, wchodząc już w tok myśli Bonifacego i spostrzegając możliwość niepowodzenia.
— Póki żyje, nie da synowi ani szeląga; nie wybiera się zaś wcale na tamten świat.
— Zatem rzecz ułożona, rzekł Petit-Claud, który zdecydował się szybko. Nie żądam od pana gwarancji, jestem adwokatem; gdyby mnie pan wystrychnął na dudka, porachowalibyśmy się.
— Hultaj zajdzie daleko, rzekł Cointet żegnając Petit-Clauda ukłonem.
Nazajutrz po tej naradzie, trzydziestego kwietnia, bracia Cointet przedstawili pierwszy podrobiony przez Lucjana weksel. Na nieszczęście, oddano go biednej pani Séchard, która, poznając iż podpis męża jest podrobiony, zawołała Dawida i rzekła wprost:
— Nie podpisywałeś tego weksla?