Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zgorszenie miało miejsce; i oto czemu świat okazuje taką obawę przed zgorszeniem.
— Człowieka pańskiej miary nie zdziwi pytanie jakie mu zadam?
— Ech, synu, rzekł Karlos Herrera, nie znasz mnie. Czy myślisz, że przyjąłbym sekretarza, nimbym się przekonał czy ma zasady dość pewne aby mnie nie okraść? Jestem rad z ciebie. Posiadasz wszystkie skrupuły człowieka, który myśli o samobójstwie w dwudziestu latach. Chciałeś zapytać...
— Czemu się pan mną interesuje? jaką wartość przedstawia dla pana moja powolność?... Czemu dajesz mi wszystko? jakie pan ma w tem wyrachowanie?
Hiszpan popatrzał na Lucjana i uśmiechnął się.
— Poczekajmy nowego wzgórza, pójdziemy kawał pieszo i pogadamy na świeżem powietrzu. Wnętrze kolasy nie jest dość dyskretne.
Milczenie zapanowało jakiś czas między dwoma towarzyszami podróży, szybkość zaś jazdy dopomogła, można powiedzieć, do moralnego odurzenia Lucjana.
— Dojeżdżamy do wzgórza, ojcze, rzekł Lucjan budząc się jakgdyby ze snu.
— A zatem, chodźmy, rzekł ksiądz krzyknąwszy mocnym głosem na pocztyljona aby się zatrzymał.
Wyskoczyli na gościniec.
— Dziecko, rzekł Hiszpan, biorąc Lucjana pod ramię, czy przemyślałeś kiedy Ocalenie Wenecji, Otwaya? czy zrozumiałeś tę głęboką przyjaźń mężczyzny do mężczyzny, jaka wiąże Piotra do Jaffiera, która czyni iż kobieta jest dla nich bagatelką i która zmienia między nimi wszystkie pojęcia społeczne?... To mówię dla poety.
— Ksiądz kanonik zna i teatr, pomyślał Lucjan. Czy ojciec czytał Woltera?... zapytał.