Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czenie kanonik: ja jestem krwi mięszanej: jestem Kainem dla wrogów, Ablem dla przyjaciół; biada temu, który obudzi Kaina!... Ostatecznie, ty jesteś Francuz, ja Hiszpan, i, co więcej, kanonik!...
— Cóż za arabska krew! pomyślał Lucjan, przyglądając się ukradkiem zesłanemu przez niebo protektorowi.
Ksiądz Karlos Herrera nie miał w sobie nic, coby zdradzało jezuitę, nawet duchownego. Krótki gruby, o szerokich rękach i takimż tułowiu, o sile Herkulesa, spojrzeniu straszliwem ale złagodzonem przybraną słodyczą, bronzowej cerze kryjącej nieprzeniknioną powłoką wszelkie uczucia, czynił on, na pierwszy rzut oka, wrażenie raczej odpychające. Długie i piękne włosy, pudrowane wzorem księcia de Talleyrand, dawały temu osobliwemu dyplomacie wygląd biskupa; niebieska z białą obwódką wstążka, na której wisiał złoty krzyżyk, zdradzała zresztą dostojnika kościelnego. Czarne jedwabne pończochy rysowały kształt nóg godnych atlety. Ubranie, wytwornie schludne, zdradzało tę drobiazgową staranność, którą u prostych księży nie zawsze się spotyka, zwłaszcza w Hiszpanji. Trójgraniasty kapelusz spoczywał na przedniem siedzeniu kolasy z cyfrą korony hiszpańskiej. Mimo tylu przyczyn do odrazy, wzięcie jego, szorstkie i ujmujące razem, łagodziło wrażenie; w stosunku zaś do Lucjana, ksiądz rozwijał wyraźną zalotność, pieszczoty niemal kocie. Stroskane oko Lucjana zwracało uwagę na najdrobniejsze szczegóły. Czuł, że, w tej chwili, rozstrzyga się dlań śmierć albo życie, znajdował się bowiem o dwa stajania od Ruffec. Ostatnie słowa Hiszpana poruszyły wiele strun w jego sercu; i, powiedzmy to na wstyd Lucjana i księdza, który przenikliwem okiem śledził piękną fizjognomję poety, te struny były z najgorszych, z tych które drgają pod działaniem niskich uczuć. Lucjan oglądał na nowo Paryż, chwytał na nowo cugle władzy, które jego niezręczne ręce wypuściły, mścił się! Świeże porównanie prowincji z życiem Paryża — owa najsilniejsza z pobudek jego samobójstwa — znikało mu z oczu: miał się odnaleźć w swojem środowisku, ale wspierany dłonią polityka, dochodzącego w głębokości aż do zbrodni Kromwela.