Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

by był królem zebrania: nie kłaniał się nikomu i czekał aż się ktoś doń zbliży; wodził spojrzeniem po sali ze swobodą godną de Marsaya, swego pierwowzoru. Nie opuścił prałata, aby się przywitać z panem de Senonches, który ukazał się w pobliżu.
Po dziesięciu minutach Luiza nie wytrzymała. Wstała, podeszła do biskupa i rzekła:
— Cóż takiego opowiada Waszej Wielebności ten młody człowiek, że tak często widzę uśmiech na Jej ustach?
Lucjan usunął się o kilka kroków, aby zostawić dyskretnie panią du Châtelet z prałatem.
— Ach, pani hrabino, to młodzieniec bardzo niepospolity! Tłumaczył mi właśnie, iż pani zawdzięcza całą swoją siłę...
— Nie jestem niewdzięcznikiem, pani!... rzekł Lucjan, ze spojrzeniem pełnem wyrzutu, które oczarowało hrabinę.
— Porozumiejmy się, rzekła przywołując Lucjana ruchem wachlarza, chodź pan tu razem z Jego Wielebnością, tutaj!... Jego Dostojność będzie naszym sędzią.
Wskazała na buduarek pociągając biskupa.
— Szczególną, w istocie, rolę każe odgrywać biskupowi, rzekła dość głośno jakaś dama z obozu Chandour.
— Naszym sędzią!... rzekł Lucjan, spoglądając kolejno na prałata i na prefektową; jest zatem i winny?...
Luiza siadła na kanapce swego dawnego buduaru. Posadziwszy Lucjana po jednej stronie a biskupa po drugiej, zaczęła mówić. Lucjan, ku zachwytowi i szczęściu pani du Châtelet, nie słuchał. Przybrał postawę i ruchy la Pasty w Tancredi, kiedy ma mówić: O patria!... Fizjognomją swoją odśpiewał słynną kawatinę dell’ Rizzo. Wreszcie, uczeń Koralji dokazał tego, iż uronił nieznaczną łezkę.
— Ach! Luizo, jak ja cię kochałem! szepnął jej do ucha, nie troszcząc się o prałata ani o rozmowę, w chwili gdy ujrzał iż hrabina zauważyła jego łzy.
— Wytrzyj oczy, albo mnie zgubisz na tem samem miejscu