Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczucie litości dla kata, dla Lucjana; zadrżał, odgadując cierpienia jakie przeszły jego ofiary.
— Matko, rzekła Ewa ocierając oczy, biedny Lucjan jest bardzo niedaleko, w Marsac.
— A czemu nie tu? spytała pani Chardon.
Ksiądz Marron powtórzył wszystko co mu Lucjan opowiedział o niedolach podróży i nieszczęściach ostatnich dni w Paryżu. Odmalował rozpacz poety z chwilą gdy się dowiedział jak zaciążyła na rodzinie jego nieopatrzność; opisał również obawy jego o przyjęcie z jakiemby się spotkał.
— Czyż doszedł do tego, iż nauczył się wątpić o nas? rzekła pani Chardon.
— Nieszczęśliwy szedł do was pieszo, znosząc najokropniejsze braki; wraca upokorzony, skruszony i pragnie odmienić życie, naprawić swoje błędy.
— Ojcze, rzekła siostra, mimo złego jakie nam wyrządził, kocham brata tak, jak się kocha ciało istoty która już nie istnieje; kochać go w ten sposób, to znaczy jeszcze kochać więcej, niż wiele sióstr kocha swoich braci. Wtrącił nas w straszną nędzę; ale niech przyjdzie, podzieli ten lichy kawałek chleba jaki jeszcze mamy, słowem to co nam zostawił. Ach! gdyby nie był nas opuszczał, księże proboszczu, nie postradalibyśmy najdroższych skarbów.
— I to ta sama kobieta która go stąd uprowadziła, przywiozła go z powrotem swą karocą, wykrzyknęła pani Chardon. Wyjechawszy w kolasie pani de Bargeton, obok niej, wrócił z tyłu, na walizce!
— W czem mogę być państwu użyteczny? spytał zacny proboszcz, szukając jakiegoś pożegnalnego frazesu.
— Ach, księże, odparła pani Chardon, rana pieniężna nie jest śmiertelna, powiadają; ale takich ran nie może uleczyć kto inny niż sam chory.
— Gdybyś, ojcze, miał dosyć wpływu aby skłonić teścia do wspomożenia Dawida, ocaliłbyś całą rodzinę.