Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej wspaniałego czoła, szał wypisany w nozdrzach zawsze gotowych rżeć. Toteż miłość, tak jak ją pojmują w palących piaskach pustyni, miotała tem sercem dziecka Czarnogóry, dwudziestoletniem mimo lat trzynastu, które, podobne temu śnieżnemu wierzchołkowi, nie miało się nigdy ustroić w kwiaty wiosny.
Obserwator zrozumie tedy, że Pechina, z której namiętność buchała wszystkiemi porami, obudziła w skażonych naturach kaprys uśpiony przez nadużycie; tak samo jak przy stole napływa ślina do ust na widok owych owoców powykręcanych, podziurawionych, upstrzonych czarnemi plamami, owoców, które smakosze znają z doświadczenia, a pod których skórą natura lubi kryć najwyborniejsze smaki i zapachy. Czemu Mikołaj, ten pospolity wyrobnik, ścigał to stworzenie godne poety, kiedy wszyscy mieszkańcy doliny litowali się nad nią, jak nad chorobliwym potworkiem? Czemu w starcu Rigou budziła ona namiętność młodzieńca? Który z nich był młodym lub starcem? Czy młody wieśniak był równie zużyty jak starzec? W jaki sposób dwa krańce życia spotykały się we wspólnym i złowrogim kaprysie? Czy siła która się kończy, podobna jest do siły która się zaczyna? Wyuzdania człowieka to są otchłanie strzeżone przez sfinksy; zaczynają się i kończą prawie wszystkie pytaniami bez odpowiedzi.
Można teraz pojąć ten wykrzyknik: „Piccina!“ jaki się wymknął hrabinie, kiedy w zeszłym roku na gościńcu ujrzała Genowefę, osłupiałą na widok ka-