Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i swoją zemstę. Biorąc starego Niseron za zakrystjana, wytłómaczyłem temu poczciwcowi intencje Rigou, który bajał mu o wynagrodzeniu win jego wuja, mego poprzednika na probostwie. To jedna z pretensji, jakie były mer ma przeciw mnie: nienawiść jego wzmogła się od tego... Stary Niseron oświadczył uroczyście temu Rigou, że go zabije jeśli się zdarzy co złego Genowefie; uczynił go odpowiedzialnym za wszelki zamach na cześć tego dziecka. Byłbym skłonny w pościgu Mikołaja Tonsard widzieć jakąś piekielną machinację tego człowieka, który sądzi, że mu tu wszystko wolno.
— Nie lęka się tedy sądów?... rzekł Blondet.
— Po pierwsze, jest teściem prokuratora, odrzekł ksiądz po pauzie. Następnie, nie domyśliłby się pan, dodał, jak obojętna jest miejscowa policja oraz prokuratura w stosunku do tych ludzi. Byleby chłopi nie palili folwarków, byle nie mordowali, nie truli, byle płacili podatki, pozwalają im robić między sobą co im się podoba; że zaś bez zasad religijnych, dzieją się rzeczy okropne. Po drugiej stronie kanału Awony niedołężni starcy drżą gdy mają zostać w domu, wówczas bowiem nie daje się im już jeść; toteż idą w pole jak długo nogi mogą ich udźwignąć; jeżeli się położą, wiedzą dobrze, że to na śmierć z głodu. Pan Sarcus, sędzia pokoju, powiada, że gdyby się wytaczało proces wszystkim zbrodniarzom, państwo zrujnowałoby się na koszta.
— Ależ to bystry człowiek ten sędzia, wykrzyknął Blondet.