Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prowadzić się do tego stanu, żeby mieć pozór do wydobycia sumy, bo Godain nie ma w tem udziału...
— Co za ludzie, rzekł Blondet, hultaje paryscy to są święci...
— Och, proszę pana, rzekł Sibilet, dla interesu wszędzie dzieją się okropności. Czy pan wie, kto zdradził Tonsardową?
— Nie!
— Wnuczka jej Marja, zazdrosna o małżeństwo siostry, i chcąc zdobyć sobie posag...
— To okropne! rzekł hrabia, ależ oni by mordowali...
— Och, rzekł Sibilet, dla lada czego; im tak mało zależy na życiu, tym ludziom; przykrzy się im wciąż pracować. Och, proszę pana, po wsiach dzieją się lepsze rzeczy niż w Paryżu; ale panby nie uwierzył.
— Bądźże tu dobrym i miłosiernym! rzekła hrabina.
W wieczór aresztowania, Bonnebault przyszedł do karczmy Pod Wiechą, gdzie cała rodzina Tonsardów weseliła się wielce.
— Tak, tak, cieszcie się, dowiedziałem się przez Vaudoyera, że, aby was ukarać, hrabina cofa tysiąc franków przyrzeczonych Godainowej; generał nie pozwala dać tych pieniędzy.
— To ten łajdak Michaud doradził jej, rzekł Tonsard; matka słyszała, powiedziała mi to w La-Ville-aux-Fayes, gdzie byłem jej zanieść pieniądze i rzeczy, Więc dobrze, niech nie daje; za nasze pięćset franków Godain spłaci grunt, a my się zemścimy za