Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Vaudoyer; chodźmy bodaj zobaczyć co się tam dzieje w Couches: oni nie są cierpliwsi od nas.
— Chodźmy, rzekł Laroche, który nie trzymał się zbyt pewnie na nogach, jeżeli nie utrupią jednego albo dwóch, niech stracę moje imię.
— Ty, rzekł Tonsard, ty pozwoliłbyś zabrać całą gminę; ale ja, gdyby ktoś ruszył starą, moja strzelba nie chybiłaby celu.
— Więc dobrze, rzekł Laroche do Vaudoyera, jeżeli zabiorą bodaj kogoś z Couches, jeden żandarm będzie gryzł ziemię.
— Rzekł słowo, ojciec Laroche, wykrzyknął Kuternoga.
— Rzekł, odparł Vaudoyer, ale nie zrobił, i nie zrobi... Nacoby ci się zdało dostać po karku... Jak już sprzątać to lepiej sprzątnąć tego Michaud...
Podczas tej sceny, Katarzyna Tonsard strażowała u drzwi, aby dać znak milczenia wrazie gdyby ktoś przechodził. Mimo ciężkości w nogach, raczej wypadli niż wyszli z karczmy; zapał wojenny skierował ich do Couches, drogą, która na przestrzeni ćwierć mili biegła pod ogrodzeniem Aigues.
Couches była to typowa wieś burgundzka o jednej ulicy, w którą przechodził gościniec. Domy były jedne z cegieł, drugie z ubitej gliny, wszystkie wyglądały nędznie. Przybywając tam drogą powiatową z La-Ville-aux-Fayes, wjeżdżało się do wsi z przeciwnej strony; wówczas robiła niezłe wra-