Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Moi panowie, rzekła skinąwszy im głową, mam dla was niezwykłe nowiny. Żandarmerja wróciła...
— Czy wzięli kogo?
— Nikogo, generał z góry prosił o łaskę dla nich... Udzielono jej z okazji szczęsnej rocznicy powrotu króla.
Trzej sprzymierzeńcy spojrzeli po sobie.
— Sprytniejszy jest niż przypuszczałem ten gruby kirasjer, rzekł Gaubertin. Siadajmy do stołu; trzeba się pocieszyć. Ostatecznie, to nie jest partja przegrana; to tylko remis; reszta to pańska rzecz, Rigou...
Soudry i Rigou wrócili zawiedzeni, nie umiejąc nic wymyślić coby mogło ściągnąć upragnioną katastrofę, i zdając się, jak im poradził Gaubertin, na traf. Jak jakobini w pierwszych dniach Rewolucji, wściekli, zbici z toru dobrocią Ludwika XVI, starali się sprowokować represję dworu dla wywołania anarchji, która miała im dać majątek i władzę, tak ci groźni przeciwnicy hrabiego de Montcornet pokładali ostatnią nadzieję w surowości Michauda i jego strażników wobec nowych szkód. Gaubertin przyrzekł im pomoc, nie wyjawiając swoich pomocników, nie chciał bowiem aby znano jego stosunki z Sibiletem. Niema nic równego dyskrecji człowieka takiego jak Gaubertin, chyba dyskrecja dawnego żandarma albo ex-mnicha. Ten spisek mógł wydać dobry — albo raczej zły — rezultat jedynie w ręku trzech ludzi tego rodzaju, podsycanych nienawiścią i interesem.