Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Na resztę, rzekł zimno Rigou.
— Tam do licha, chciałbym mieć rękę tam, gdzie pan masz serce, rzekł Gaubertin. I co pan zrobisz?
— Zrobię to co i pan; powiedz swój plan.
— Mój plan, podjął Gaubertin, jest wziąć w dubelt, aby odprzedać połowę tym, którzy będą mieli ochotę na Couches, Cerneux i Blangy. Soudry znajdzie klientów w Soulanges, a pan tutaj. O to niema kłopotu; ale jak my się porozumiemy między sobą, jak podzielimy wielkie partje?
— Mój Boże, nic prostszego, rzekł Rigou. Każdy weźmie to, co mu będzie najlepiej dogadzało. Ja tam nie będę na zawadzie nikomu, wezmę, z moim zięciem i z panem Soudry, lasy. Te lasy są zanadto zniszczone aby pana mogły kusić; zostawimy panu pańską część na reszcie, to warte jest, na honor, pańskich pieniędzy.
— Podpisze pan zgodę? rzekł Soudry.
— Akt byłby bez wartości, odparł Gaubertin. Zresztą widzicie, że ja gram w uczciwe karty; ufam najzupełniej panu Rigou, on będzie nabywcą.
— To mi wystarczy, rzekł Rigou.
— Stawiam tylko jeden warunek, dostanę pawilon myśliwski z przyległościami i pięćdziesiąt morgów dokoła; zapłacę za te morgi. Zrobię sobie z pawilonu dworek wiejski, będzie tuż przy moich lasach. Pani Gaubertin, pani Izaura, jak każe się nazywać, urządzi tam sobie willę.
— Zgoda, rzekł Rigou.
— Hm, między nami, podjął Gaubertin cichym