Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wzajemnych ubezpieczeń; powyżej zaś wielkiemi literami: Komisarz-taksator. Koło godła widniało parę żółtych afiszów sprzedaży, sporządzonych na rachunek Bruneta, który w pewnych okolicznościach nie mógł działać osobiście.
Salon Eufemji i przylegający doń salonik tworzyły pierwsze piętro, osobne królestwo tej gwiazy Soulanges. Widząc ją jak idzie w towarzystwie ojca i matki, ludzi z twarzy i wzięcia niezmiernie pospolitych, nikt nie domyśliłby się jej pochodzenia. Podobna była do współczesnych greczynek, których oczy mają żar wschodu złagodzony sztuczną melancholją, płynie ona bowiem nietyle z duszy, ile z kształtu powiek i rzęs. Eufemja miała cerę matowo białą jak cera dziewcząt, które ołówek naszych malarzy tak lubi kopiować. Była to piękność skończona, ale cały jej dowcip polegał na tej boskiej piękności. Ciało było w harmonji z doskonałością głowy. Ta wspaniała istota, pośród tych drobnych mieszczan w Soulanges, tworzyła dziwny kontrast. Ale tkwiła w tem mieszczaństwie swoim strojem, który osłabiał po części działanie jej wdzięków, że posłużymy się językiem pisarza przy sądzie pokoju. Odziana była w pospolitą materję, w suknię szytą w Soulanges; kapelusik przywieziony przez Lupina z ostatniej jego podróży do Paryża, miał dwa lata a kwiaty na nim były straszliwie zwiędłe.
Przybycie pana domu z Amaurym i Valletem, wszystkich trzech cuchnących fajką i winem, ożywionych grubą wesołością, nie zdziwiło nikogo, przeciwnie powitano oklaskiem te posiłki.