Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zydenta, zanim pan jeszcze będzie w prefekturze. Nie zna pan tutejszych ludzi!
— Nie znam?... to kanalja, i ja miałbym ustąpić przez podobnymi łajdakami?... wykrzyknął generał, Ha! raczej podpalić sto razy własną ręką Aigues!...
— Nie palmy, i obierzmy plan postępowania, któryby zadrwił z chytrości tych liliputów. Gdyby sądzić z ich pogróżek, są na wszystko zdecydowani przeciw panu: toteż, generale, skoro pan mówi o pożarze, niech pan ubezpieczy wszystkie swoje budynki i wszystkie folwarki!
— A! czy ty wiesz, Michaud, co oni rozumieją pod swojem Tapicer? Wczoraj, kiedy szedłem nad rzeką, słyszałem małych chłopców, wołających: „Idzie Tapicer!...” i uciekali.
— Byłoby rzeczą Sibileta odpowiedzieć na to, bo on lubi widzieć pana w gniewie, odparł Michaud z przykrością; ale, skoro mnie pan pyta, a więc... to przydomek, który te hultaje dali panu, generale.
— Z jakiej przyczyny?...
— Ależ... generale... z przyczyny pańskiego ojca...
— A łajdaki!... wykrzyknął hrabia blednąc. Tak, Michaud, mój ojciec był handlarzem mebli, stolarzem, a hrabina nie wie nic o tem... Och, niech nigdy... Ba, ostatecznie, prowadziłem w tan królowe i cesarzowe... powiem jej wszystko dziś wieczór! wykrzyknął po pauzie.
— Utrzymują, że pan jesteś tchórzem, podjął Michaud.
— A!