Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Myślałam, że kapłani mają obowiązek pocieszać nas, a ksiądz mnie dobija!
Na ten krzyk niewinności, duchowny zamilkł; skupił się, nim odpowiedział. Przez ten czas, dwie osoby postawione tak osobliwym trafem naprzeciw siebie, przyglądały się sobie ukradkiem. Ksiądz zrozumiał dziewczynę, nie pozwalając jej przeniknąć siebie. Poniechał widocznie jakiegoś planu, który groził biednej Esterze, i wrócił do pierwotnej myśli.
— Jesteśmy lekarzami dusz, rzekł łagodnie; wiemy, jakie lekarstwa przystały ich chorobom.
— Wiele trzeba przebaczyć nędzy, rzekła Estera.
Zsunęła się z łóżka, rzuciła się do stóp kapłana, ucałowała sutannę z pokorą i podniosła oczy skąpane we łzach.
— Sądziłam, żem wiele uczyniła, rzekła.
— Słuchaj, dziecko, twoja opłakana reputacja pogrążyła w żałobie rodzinę Lucjana: lękają się, i nie bez słuszności, abyś go nie wciągnęła w marnotrawstwo, w szaleństwa...
— Prawda, to ja go ściągnęłam na bal aby go intrygować.
— Jesteś dość piękna aby Lucjan zapragnął się pochwalić twą urodą przed światem. Gdybyż trwonił jedynie pieniądze!... ale będzie trwonił czas, siły; zmarnuje przyszłość. Zamiast być kiedyś ambasadorem, bogatym, podziwianym, wspaniałym, będzie, jak tylu rozpustników którzy utopili swoje talenty w błocie Paryża, jedynie kochankiem plugawej kobiety. Ty wrócisz z czasem do dawnego życia, wzniósłszy się przez chwilę na wyżyny; nie posiadasz w sobie owej siły, jaką daje staranne wychowanie, aby się oprzeć hańbie i myśleć o przyszłości. Tak samo nie zerwałaś ze swemi towarzyszkami, jak nie zerwałaś z ludźmi którzy cię zelżyli dziś rano. Prawdziwi przyjaciele Lucjana, zaniepokojeni miłością jego do ciebie, śledzili jego kroki, odkryli wszystko. Przejęci lękiem, wysłali mnie abym wybadał twój charakter i rozstrzygnął o twym losie! ale, jeżeli są dość potężni aby uprzątnąć kamień z drogi tego młodzieńca, są też i miłosierni. Wiedz to, moja córko: osoba,