Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Skoro Flamandka usłyszała pana, spytała tak naturalnie: „A cóż, gdzie panienka?“ że stary szpicel musiał oprzeć się o krzesło. Cios przeszedł jego siły. Wszedł do pokoju córki; omdlał z bólu znajdując mieszkanie próżne i słuchając Katt, która opowiedziała mu szczegóły uprowadzenia, równie sprytnie uplanowane co gdyby on sam je wymyślił.
— Trudno, rzekł, trzeba kapitulować, zemszczę się później, chodźmy do Corentina... Pierwszy raz w życiu spotkaliśmy przeciwników. Corentin pozwoli temu lalusiowi ożenić się z cesarzówną, jeżeli ma ochotę!... A! rozumiem, że córka moja pokochała go od pierwszego spojrzenia... Och! ten hiszpański klecha zna się na towarze... Odwagi, bądź mężny, stary Peyrade, wypluj swą ofiarę!
Biedny ojciec nie spodziewał się ciosu, jaki go czekał.
Skoro przybył do Corentina, Bruno, zaufany służący który znał Peyrade’a, rzekł:
— Pan wyjechał.
— Na długo?
— Na dziesięć dni.
— Dokąd?
— Nie wiem.
— Och! Boże, ja idjocieję! pytam dokąd?... jakgdybyśmy się im zwierzali, pomyślał.
Na kilka godzin przed chwilą w której Peyrade miał się obudzić w pałacyku Estery, Corentin, przybyły ze swej posiadłości w Passy, stawił się u księcia de Grandlieu. W dziurce od klapy widniała wstążeczka Legji. Oblekł na tę okoliczność fizjognomję starca, pomarszczoną, wyblakłą, z pudrowanemi włosami. Oczy zasłonięte były okularami w rogowej oprawie. Słowem, wyglądał na starego wyższego urzędnika. Skoro wymienił nazwisko (p. de Saint-Denis), wprowadzono go do gabinetu księcia, gdzie zastał adwokata Derville czytającego list, który Corentin podyktował sam jednemu ze swych agentów, numerowi mającemu wydział pisma.