Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Słuchaj! jeżeli mnie się boisz, zostanę na tej kanapie... wykrzyknął baron rozpłomieniony najczystszą miłością na widok Estery wciąż tonącej we łzach.
— Więc dobrze, odparła Estera ujmując rękę barona i całując ją z wdzięcznością która sprowadziła do oczu starego żbika coś podobnego do łzy, zapamiętam to panu...
I uciekła do swego pokoju, zaryglowując drzwi.
— Jest coś niewytłumaczonego w tem wszystkiem... mówił do siebie Nucingen którego organizm nurtowały zażyte pigułki. Co powiedzą u mnie w domu?
Wstał, wyjrzał przez okno.
— Moja kareta stoi ciągle... Już blisko dzień!...
Przeszedł kilka razy po pokoju:
— Toby sobie Delfina drwiła ze mnie, gdyby się dowiedziała kiedy, jak spędziłem tę noc!...
Przyłożył ucho do drzwi, znajdując iż odgrywa w istocie głupią rolę.
Ezder!...
Żadnej odpowiedzi.
Mój Posze! bładże dziąkle!... rzekł wracając aby się ułożyć na kanapie.
W dziesięć minut po wschodzie słońca, baron de Nucingen, który, skulony w niewygodnej pozycji na kanapie, usnął niezdrowym snem, zbudził się pod szarpnięciem Europy.
— Ach, mój Boże! krzyczała, pani, pani! żołnierze!... żandarmi, trybunał... Chcą panią uwięzić...
W chwili gdy Estera otworzyła drzwi i pokazała się ledwie zawinięta w lekki szlafroczek, z bosemi nogami w pantofelkach, z włosami w nieładzie, piękna tak iż skusiłaby archanioła, drzwi od salonu wyrzygały falę błota ludzkiego, które runęło na dziesięciu łapach ku tej niebiańskiej dziewczynie upozowanej niby anioł na flamandzkim obrazie. Jakiś człowiek wysunął się. Con-