Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Szczególny fakt! wszyscy wielcy ludzie, których portrety ściągnęły moją uwagę, mają krótką szyję. Może natura chce, aby serce u nich było bliżej mózgu.
Poczem ciągnął dalej:
— Stąd pochodzi pewien całokształt zjawisk, tworzący istnienie społeczne. Człowiekowi Nerwu przypada czyn lub siła; człowiekowi Mózgu — geniusz; człowiekowi Serca — wiara. Ale, dodał smutno, wiara posiada tylko dymy sanktuarjum; jedynie anioł — jasność.
Zatem, wedle własnych określeń, Lambert był cały sercem i mózgiem.
Dla mnie życie jego inteligencji rozpada się na trzy okresy.
Od dzieciństwa objawiał on przedwczesną żywotność: owoc jakiejś choroby lub jakiejś doskonałości jego organów; od dzieciństwa siły jego wyrażały się w grze zmysłów wewnętrznych oraz w nadmiernej produkcji fluidu nerwowego. Jako urodzony człowiek Myśli, musiał wciąż gasić pragnienie mózgu, żądnego przyswajać sobie wszystkie myśli. Stąd jego namiętność czytania; a z czytania refleksje, które pozwalały mu sprowadzać rzeczy do ich najprostszego wyrazu, chłonąć je w siebie, aby je zgłębiać w ich istocie. Zyski tego wspaniałego okresu, który u innych ludzi przychodzi dopiero po długich studjach, przypadły tedy w udziale Lambertowi podczas jego fizycznego dziecięctwa; dziecięctwa szczęśliwego, dziecięctwa opromienionego pracowitemi rozkoszami poety. Kres, na którym poprzestaje większość mózgów, był punktem, z którego jego mózg miał kiedyś wyruszyć na poszukiwanie jakichś nowych światów inteligencji. Tam, nieświadomie jeszcze, stworzył sobie życie najbardziej wymagające i nienasycone. Aby istnieć, czyż nie musiał ustawicznie rzucać żeru w otchłań, którą otwarł w sobie? Podobny pewnym istotom regionów