Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o wiele bardziej przejmujące niż najpiękniejsze stronice Wertera. Ależ też może niema porównania między cierpieniami, jakie sprawia namiętność słusznie czy niesłusznie potępiana przez nasze prawa, a boleścią biednego dziecka wzdychającego za promieniami słońca, rosą łąk i swobodą. Werter jest niewolnikiem żądzy, Ludwik Lambert była to dusza cała w niewoli. Przy równym talencie, uczucie najbardziej wzruszające, oparte na pragnieniach najprawdziwszych, bo najczystszych, musi przesłonić zawodzenia genjusza. Długo zapatrzony w liście lipy rosnącej w dziedzińcu, Ludwik rzucał mi tylko jakieś oderwane słowo, ale to słowo odsłaniało bezkres marzenia.
— Szczęściem dla mnie, zdarzają się dobre chwile, w czasie których mam uczucie że mury klasy runęły, że jestem het, w polach! Cóż za rozkosz dać swobodny bieg swojej myśli, tak jak ptak lotowi skrzydeł! — Czemu zielony kolor jest tak obfity w naturze? Czemu w niej jest tak mało linji prostych? Czemu człowiek w swoich tworach tak rzadko używa krzywizn? Czemu on jeden ma poczucie linji prostej?
Słowa te odsłaniały długą drogę odbytą przez bezkresy. Z pewnością musiał oglądać całe krajobrazy lub oddychać zapachem lasów. Był on, niby żywa i wzniosła elegja, zawsze milczący, zrezygnowany; wciąż cierpiący bez możności powiedzenia: „Cierpię!” Ten orzeł, który łaknął świata całego za strawę, żył w czterech ciasnych i brudnych ścianach; toteż życie jego stało się, w najszerszem pojęciu słowa, życiem idealnem. Pełen wzgardy dla bezużytecznych niemal studjów na jakie byliśmy skazani, Ludwik szedł swoją powietrzną drogą, zupełnie oderwany od tego co nas otaczało. Wierny potrzebie naśladownictwa, tak znamiennej u dzieci, starałem się dostroić doń swoją egzystencję. Ludwik zaszczepił mi swoje upodobanie w owym letargu, w jakiem głęboka kontemplacja pogrąża ciało, i to tem skuteczniej iż