Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stoły były długie, nasz nieustający handel utrzymywał je w ciągłym ruchu, rozmawialiśmy, jedli, ruszali się z bezprzykładną żywością. Toteż szczebiot kilkuset chłopców, krążenie służby zajętej zmianą talerzy, roznoszeniem półmisków, rozdzielaniem chleba, nadzór dyrektorów, — wszystko to czyniło z refektarza w Vendôme widowisko jedyne w swoim rodzaju i zawsze budzące podziw u odwiedzających gości.
Aby osłodzić nasze życie, odcięte od wszelkiej styczności ze światem i wyzute z pieszczot rodzinnych, Ojcowie pozwolili nam hodować gołębie i uprawiać ogródki. Paręset gołębników, tysiąc gołębi gnieżdżących się wzdłuż opasującego muru, oraz jakieś trzydzieści ogródków tworzyły widok jeszcze ciekawszy od samego refektarza. Ale byłoby zbyt nużącem wyliczać osobliwości, które czynią z kolegjum Vendôme zakład zupełnie odrębny i bogaty we wszystkie wspomnienia dla tych którym spłynęła w nim młodość. Któż z nas nie przypomina sobie jeszcze z rozkoszą, mimo goryczy nauki, osobliwości tego klasztornego życia? Te łakocie kupowane ukradkiem w czasie przechadzki, pozwolenie grywania w karty i dawania widowisk teatralnych w czasie wakacji; psoty i wybryki spowodowane naszem zamknięciem; nasza orkiestra wojskowa, ostatnia pozostałość kadetów; nasza akademja, nasz kapelan, Ojcowie profesorowie; wreszcie specjalne gry, dozwolone lub zakazane; kawalerja na szczudłach, ślizgawka w zimie, łoskot naszych sabotów, a zwłaszcza handel skupiający się około sklepiku pomieszczonego w dziedzińcu. Sklepik ten prowadził jakiś uniwersalny kramarz, u którego starsi i mali mogli się zaopatrywać, w myśl prospektu, w skrzynki, szczudła, narzędzia, gołębie, kapucynki, książki do nabożeństwa (artykuł o małym zbycie), scyzoryki, papier, pióra, ołówki, atrament wszelkich kolorów, piłki, kule, słowem cały świat pokus i marzeń dziecinnych, obejmujący wszystko: od sosu do potrawki z gołębi,