Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Więcej jeszcze zarzutów spotykało Balzaka jako pisarza w ścisłem znaczeniu słowa, jako władcę stylu, języka. Nie miał on istotnie łatwości pisania. Widzieliśmy, jak za młodu pisze całe tomy anonimowych powieścideł, aby sobie „wyrobić rękę”. I później wciąż pasuje się ze swoim materjałem, ze stylem, jak mało który z pisarzy. Poprawia bez końca w korektach [1], przerabia w następnych wydaniach [2]; nic nie pomaga; styl jego dalekim jest od „klasycznej doskonałości”; bywa ciężki, chropawy, nabrzmiały przesadą, męczący porównaniami. Ale w zamian, kiedy zważymy bogactwo treści, dla której Balzac, nie mając w tem poprzednika, musiał znaleźć nowy wyraz, musiał żłobić w języku nowe drogi, przestaniemy się z nim prawować o słowa. Jak stokrotnie okupuje język Balzaka swoje braki! Jeżeli jest ciężki, to od nadmiaru myśli; jeżeli jest spęczniały, to od natłoku obrazów. Co za olbrzy-

  1. Korekty te miały ogromne znaczenie dla twórczości i dla właściwości stylowych Balzaka. To, co oddawał za pierwszym razem do druku, to był ledwie szkic; poprawiając korektę dopisywał wyrazy, zdania, ustępy, stronice i znów oddawał do drukarni; w następnej korekcie toż samo, i tak po kilka razy. Korektę każdej stronicy oddawano mu na wielkim arkuszu papieru, który wracał zarysowany dopiskami, strzałkami, odsyłaczami we wszystkich kierunkach.
  2. „...Pracuję ośmnaście godzin na dobę. Zauważyłem błędy stylu, które szpecą Jaszczura, poprawiam go aby był bez skazy, ale, po dwóch miesiącach pracy, po wydrukowaniu nowego wydania, spostrzegam jeszcze setki błędów...
    „Toż samo z Szuanami. Napisałem ich w całości na nowo, i to drugie wydanie, które ma się ukazać, ma jeszcze wiele skaz.”
    „...Po trzech miesiącach pracy, przerabiam Ludwika Lambert. Wczoraj, przyjaciel, jeden z tych którzy nie kłamią, którzy mówią nam prawdę, przyszedł do mnie i przestudjowaliśmy moje dzieło... Wykazał mi tysiąc błędów. Wieczorem, sam płakałem z rozpaczy i wściekłości, które ogarniają, kiedy, po takim ogromie pracy, spostrzega się swoje błędy. — Zabieram się do roboty i za miesiąc lub dwa wypuszczę w świat Ludwika Lambert poprawionego...” (List do pani Hańskiej).