Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko mi świadczy, Jonatasie, odparł profesor z bakalarską powagą która natchnęła szacunkiem starego sługę, że wasz pan pochłonięty jest wielkiem dziełem. Pogrążony jest w głębokich medytacjach i nie chce aby go odrywała od nich płaska rzeczywistość. Zatopiony w świecie myśli, genjalny człowiek zapomina wszystkiego. Pewnego dnia, sławny Newton...
— A Newton, dobrze... rzekł Jonatas. Nie znam.
— Newton, wielki geometra, ciągnął Porriquet, spędził dwadzieścia cztery godzin oparty łokciem o stół; kiedy się zbudził ze swej zadumy, myślał nazajutrz że to jeszcze wczoraj, tak jakgdyby spał... Muszę odwiedzić tego kochanego chłopca, mogę mu się zdać na co.
— Minutę! wykrzyknął Jonatas. Gdyby pan nawet był królem Francji (dawnym, rozumie się!) i tak nie wszedłby pan, chyba żebyś wysadził drzwi i przeszedł po mojem ciele. Ale, panie Porriquet, pobiegnę powiedzieć panu że pan tu jest i spytać go tak: „Czy mam wpuścić?” Odpowie tak albo nie. Nigdy mu nie mówię: Czy pan sobie życzy? czy pan chce? czy pan pragnie? Te słowa są wykreślone z konwersacji. Raz wymknęło mi się coś takiego: „Czy chcesz mnie zabić?” zawołał z gniewem.
Jonatas zostawił starego profesora w sieni, dając mu znak aby się nie posuwał dalej. Wrócił szybko z pomyślną odpowiedzią i zaprowadził starego emeryta przez bogate pokoje których drzwi wszystkie były otwarte. Porriquet spostrzegł zdaleka swego wychowanka przy kominku. Otulony we wzorzysty