Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potworzyli grupy, zaczęli rozmawiać, uśmiechać się. Zręczni i zwinni lokaje poustawiali szybko sprzęty, tak aby wszystko znalazło się na swojem miejscu. Podano wspaniałe śniadanie, biesiadnicy runęli do jadalni. Tam, jeżeli wszystko nosiło niezatarte ślady wczorajszej orgji, przynajmniej był tam ślad życia i myśli, jak w ostatnich konwulsjach umierającego. Niby w zapustnym pochodzie, maski zmęczone tańcem, opiłe pijaństwem, grzebały saturnalje, siląc się wmówić wyczerpanie rozkoszy aby nie przyznać się do własnego wyczerpania. W chwili gdy ta mężna zgraja obsiadła stół kapitalisty, Cardot, który poprzedniego dnia znikł roztropnie po obiedzie aby dokończyć orgji w łóżku małżeńskiem, ukazał swą usłużną fizjognomję okraszoną słodkim uśmieszkiem. Rzekłbyś, iż odgaduje jakiś spadek, że go wyobraźnią smakuje, dzieli, opisuje, inwentaryzuje, spadek pełen spodziewanych aktów, brzemienny w honorarja, równie soczysty jak piękny zraz polędwicy w który amfitrjon zatapiał w tej chwili nóż.
— Ha ha! będziemy jedli śniadanie rejentalne, wykrzyknął de Cursy.
— Przybywa pan na czas aby opisać i zaprotokółować wszystkie te kawałki, rzekł bankier ukazując biesiadę.
— Niema tu materjału na testament, ale na kontrakciki ślubne, może! rzekł uczony, który pierwszy raz od roku wspaniale dopełnił aktu małżeństwa.
— Och! och!
— Ha! ha!