Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Być może, odparł Rafael spokojnie. Toteż, aby nie nadużywać twoich uszu, oszczędzę ci pierwszych siedmnastu lat mego życia. Aż do tej pory, żyłem jak ty, tysiąc innych, owem życiem konwiktu, którego urojone niedole i rzeczywiste uciechy stanowią czar naszych wspomnień: piękne życie, na którego prace spoglądamy z lekceważeniem, a które wszakże nauczyło nas pracować...
— Przejdź do dramatu, rzekł Emil z miną pół-komiczną a pół-żałosną.
— Kiedym opuścił kolegjum, ciągnął Rafael prosząc gestem o pozwolenie mówienia dalej, ojciec ujął mnie w karby surowej dyscypliny, pomieścił mnie w pokoju przylegającym do jego gabinetu; kładłem się spać o dziewiątej wieczór a wstawałem o piątej rano. Ojciec życzył sobie abym porządnie przeszedł prawo; chodziłem równocześnie na kursa i do adwokata; ale zajęcia moje były tak ściśle zamknięte w prawidłach czasu i przestrzeni i ojciec żądał przy obiedzie tak ścisłego rachunku z...
— Co mnie to może obchodzić? przerwał Emil.
— Ech! niechże cię djabli porwą! odparł Rafael. W jakiż sposób zdołasz pojąć moje uczucia, jeżeli ci nie opowiam nieuchwytnych faktów które oddziałały na mą duszę, wycisnęły w niej piętno lęku i utrzymały mnie długo w młodzieńczej naiwności? Zatem, aż do dwudziestego pierwszego roku, uginałem się pod despotyzmem tak zimnym jak despotyzm reguły klasztornej. Aby ci objaśnić smutek mego życia, wystarczy może odmalować ci mego ojca: wysoki, szczupły