Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! ty czytasz biegle sanskryt, rzekł starzec. Czyś może bywał w Persji albo w Bengalu?
— Nie, panie, odparł młodzieniec macając z ciekawością tę symboliczną skórę, sztywną niby kawał blachy.
Stary kupiec postawił lampę z powrotem na kolumnie, rzucając młodemu człowiekowi nabrzmiałe zimną ironją spojrzenie, które zdawało się mówić „Nie myśli już o śmierci“.
— Czy to żart? czy tajemnica? spytał młody nieznajomy.
Starzec potrząsnął głową i rzekł poważnie:
— Nie umiem ci odpowiedzić. Ofiarowałem straszliwą władzę, którą daje ten talizman, ludziom obdarzonym większą podobno energją niż twoja; ale, mimo iż drwiąc sobie z wątpliwego wpływu jakie miał wywrzeć na ich przyszłe losy, żaden nie chciał się ważyć na zawarcie umowy tak złowrogo podsuwanej przez nieznaną potęgę. Ja myślę w tem jak oni, wątpiłem, wzdragałem się i...
— Nie spróbował pan nawet? przerwał młody człowiek.
— Spróbować! odparł starzec. Czy, gdybyś się znalazł na kolumnie na placu Vendôme, próbowałbyś się rzucić w powietrze? Czy można zatrzymać bieg życia? Czy człowiek zdołał kiedy przepołowić śmierć? Zanim wszedłeś do tego gabinetu, postanowiłeś odebrać sobie życie; i ot, naraz, zaprząta cię jakiś sekret i odrywa cię od śmierci. Dziecko! Czy każdy twój dzień nie nastręczy ci bardziej zajmują-