Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kierując nań światło lampy. Nie słyszał ani jak wchodził, ani jak mówił, ani jak się ruszał. Zjawisko to miało coś magicznego. Najbardziej nieustraszony człowiek, zaskoczony w ten sposób we śnie, zadrżałby może w obliczu tej postaci, wstającej jakgdyby z sąsiedniego sarkofagu. Osobliwa młodość, ożywiająca nieruchome oczy tego niby-widma, nie pozwoliła nieznajomemu uwierzyć w nadprzyrodzony charakter zjawiska; bądź co bądź, przez krótką chwilę dzielącą jego życie somnambuliczne od realnego, pozostał w stanie filozoficznego wątpienia, zaleconego przez Kartezjusza, i przez ten czas znalazł się mimowoli pod władzą owych niewytłómaczonych halucynacji, których tajemnice odtrąca nasza pycha, lub które nasza bezsilna wiedza napróżno sili się zbadać.
Wyobraźcie sobie małego, suchego i chudego staruszka, ubranego w czarną aksamitną szatę, przepasaną grubym jedwabnym sznurem. Na głowie miał aksamitną czapeczkę, również czarną; poniżej, po obu stronach, długie pasma siwych włosów układały się w ten sposób iż tworzyły oprawę dla czoła. Suknia otulała ciało niby obszernym całunem, nie pozwalając dojrzeć żadnego ludzkiego kształtu, oprócz wązkiej i bladej twarzy. Gdyby nie wyschłe ramię, podobne do kija nawieszonego materją, a które starzec trzymał wzniesione w górę aby skierować na młodzieńca cały blask lampy, twarz ta wydawałaby się zawieszona w powietrzu. Siwa kończysta broda dawała tej dziwnej postaci podobieństwo do owych żydowskich głów, które biorą za model artyści, kiedy