Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z Chin, stare solniczki, feudalne kubki. Okręt z kości słoniowej płynął pełnemi żaglami na grzbiecie nieruchomego żółwia. Pneumatyczna maszyna właziła w oko majestatycznie nieruchomego cesarza Augusta. Kilka portretów ławników francuskich, burmistrzów holenderskich, niewzruszonych obecnie jak za życia, wznosiło się ponad tym chaosem starożytności, obejmując go zimnem i bladem spojrzeniem. Rzekłbyś, wszystkie krainy świata przyniosły tu jakiś szczątek swej wiedzy, próbkę swoich sztuk. Był to rodzaj filozoficznego śmietnika, gdzie nic nie brakowało, ani trzcinowej fajki dzikiego, ani zielono-złotych pantofli z seraju, ani jataganu Maura, ani tatarskiego bożyszcza. Nawet żołnierska puszka na tytoń, nawet cyborjum kościelne, nawet pióropusz z jakiegoś tronu. Te potworne obrazy podlegały jeszcze tysiącznym igraszkom światła, wskutek kaprysu mnóstwa refleksów wynikłych z pomieszania odcieni, z nagłych przeciwieństw światła i mroku. Wreszcie uparty kurz zasnuł swą lekką zasłonę na wszystkich tych przedmiotach, których mnogie kąty i liczne wklęsłości rodziły nader malownicze efekty.
Te trzy sale, przepełnione cywilizacją, obrządkami, bóstwami, arcydziełami, królestwami, rozpustą, rozumem i szaleństwem, wydały się zrazu nieznajomemu niby zwierciadło rżnięte w tafelki z których każda odbijała jakiś świat. Po tem mglistem wrażeniu, chciał rozkoszować się ze świadomością; ale, pod wpływem patrzenia, myślenia, marzenia, popadł w gorączkę zrodzoną może przez głód, którzy szalał w jego wnętrz-