Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kąś brudną i dziurawą szmatę, ozwał się grubym i bezdźwięcznym głosem:
— Panie, daj mi co łaska, będę się modlił za pana...
Ale, kiedy młody człowiek spojrzał na żebraka, ów zamilkł i nie prosił już o nic, poznając może na tej grobowej twarzy liberję nędzy okropniejszej może niż jego własna.
La carità! la carità!
Nieznajomy rzucił swoje groszaki dziecku i starcowi, poczem opuścił chodnik udając się w stronę domów, nie mógł znieść przejmującego widoku Sekwany.
— Będziemy się modlili do Boga aby panu dał długie życie, rzekli dwaj żebracy.
Zbliżając się do wystawy handlarza sztychów, wpółmartwy ten człowiek spotkał młodą kobietę wysiadającą ze świetnego pojazdu. Patrzał z rozkoszą na tę uroczą osobę, której biała twarz była harmonijnie oprawna w atłas wykwintnego kapelusika. Oczarowała go smukła kibić, zreczne ruchy. Suknia, lekko podniesiona przez stopień pojazdu, odsłoniła nóżkę, której delikatny zarys znaczył się białą i dobrze obciągniętą pończochą. Młoda kobieta weszła do sklepu, oglądała albumy, zbiory litografji; nakupiła za kilka sztuk złota, które zabłysły i zadźwięczały na ladzie. Młody człowiek, napozór zajęty na progu oglądaniem rycin wystawionych w oknie, objął żywo piękną nieznajomą wymownem spojrzeniem otrzymując w zamian ów obojętny rzut oka jakim się darzy nie-