Strona:PL Baczyński Krzysztof Kamil - Wiersze wybrane.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

∗             ∗

Nie wstydź się tych przelotów
pełnych płomieni białych,
tych dźwięków a niestałych
takich jak w burzy złoto.
One na drzew dotyku,
co stropu sięgać zda się,
są w cichym majestacie
Bogu — muzyką.
I obleczone w pióra,
czy w przezroczysty niebyt
każde są drogą w chmurach,
albo po niebie,
nazywaniem snów wrzących,
napełnieniem pachnącym
i krwią w powszednim chlebie.
Nie wstydź się cnoty. Ona
choć jej nadali ciało
zbrodni — toć jej zamało
czeka nienapełniona
jak dzban — to kształt jej nadaj
niech będzie czynom — waga.
Nie wstydź się wiary w sobie;
ona nie snów głupotą,
ale jak we krwi złoto
i krzew na grobie
wzrasta na tym co płyta,
co gniecie — nierozbita.
Wie wstydź się miłowania,
tworzenia, dorastania;
w żelaznej żądzy twojej
ona jest płomień nieba,
co sztabę tak rozgrzewa,
że kując niepokojem
przemienisz w wieżę pragnień,
do której czyn się nagnie.
Otoś mały, a taki
sam sobie jesteś rodzic,
że z głazu nawet — ptakiem
i anioł nawet w głodzie.
Jeno lotom nie wzbraniaj,
ogniom jeno daj imie —
czas cię wtedy nie minie
możności przerastania,
naczynie miłowania,
tonie w Bogu stawania,
człowieku.