Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie na drogę religji, jak to obiecywała księdzu przy spowiedzi i zawsze z upragnieniem oczekiwała wizyty Feliksa.
To téż i teraz, gdy wróciwszy z kościoła, zobaczyła go w swojém mieszkaniu, rozpromieniła się radością, któréj nie starała się nawet ukryć. Podała mu rękę na powitanie i żywą rozpoczęła z nim rozmowę, a tymczasem biedny student stał na boku mnąc czapkę i przekładając bukiet z ręki do ręki i byłby pewnie długo tak stał jeszcze, gdyby ojciec nie zwrócił uwagi córki, że pan Gustaw przyszedł jéj powinszować. To dodało odwagi nieśmiałemu młodzieńcowi, ale tylko do oddania bukietu, bo całe przygotowane powinszowanie, z powodu obecności Feliksa, odłożył na rok przyszły.
Zofja dość obojętnie przyjęła bukiet. — Gustaw jednak nie uważał tego, gdyż zarumieniony i odurzony wyleciał prędko z pokoju. Nie słyszał nawet jak w przechodzie przez sień, mały Antek spytał go się, czy mu pięknie panna Zofja podziękowała za bukiet. Dopiero gdy ujrzał się sam w swoim pokoiku, przyszedł nieco do siebie po dokonaniu tak bohaterskiego czynu, jakim było wręczenie bukietu. Żałował jednak bardzo, że nieśmiałość wrodzona i obecność p. Feliksa przeszkodziły mu do powiedzenia tylu pięknych rzeczy jakie sobie poprzednio ułożył. Rozmyślał, co-