Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ponsowéj kokardy, dał się namówić i poszedł z niemi do bufetu.
Koło stołu zastawionego sutą kolacją i przystrojonego szampanem, siedziało kilka aktorek w dość różowych humorkach. Prócz dwóch czy trzech, ktore już tylko na scenie do ról matek były używane, każda z nich miała swojego adjutanta, spowiadającego się jej do uszka z różnych grzesznych zachceń swoich, bez obietnicy skruchy lub poprawy. Wśród tego grona jawnogrzeszników jeden szczególniej odznaczał się głośną mową i głośniejszym jeszcze śmiechem. Był to fundator dzisiejszej kolacji, wielki zwolennik sztuki dramatycznej, ale po za sceną. Nazywano go ojcem chrzestnym wszystkich talentów kiełkująjących; w każdej bowiem ładnej twarzyczce znajdował ogromny talent do zostania jeżeli nie sławną, to przynajmniéj bogatą, i dla zachęcenia każdą taką swoją protegée chrzcił na artystkę już to bukietami i prezentami, już oklaskami, do których nie zaniedbywał najmować całego legjonu klakierów. Ojciec chrzestny był w wieku, który trudno oznaczyć — mógł mieć od trzydziestu do pięćdziesięciu lat, chociaż zdarzały się chwile, że i czternastu niktby mu nie przyznał, sądząc z tego co mówił i robił. Jasne włosy, w skutek zapewne jakiegoś nieporozumienia konstytucyjnego, emigrowały z jego głowy i rozkolonizowały się