Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A wiedziałeś, że koło kwaczu idzie droga na zapustek? Widzisz maniaczu, jaki z ciebie lis.
Kudłacz zmięszał się nieco tą podchwytką, ale prędko wywinął się z kłopotu, tłomacząc Kłykowi, że dawniéj mieszkał dłuższy czas w Krakowie.
— To musisz znać hrabiego N.?
— Nie.
— Prawda, on dopiero od trzech lat tu mieszka. Służyłem u nich. Szelmy wpakowali mnie do bąka za głupie kilkaset motyli, które ściągnąłem z tryla.
— Co to tryl?
— Zapomniałem, że mówię z frycem. I ja tak wtedy nie rozumiałem i tryl po głupiemu woreczkiem nazywałem, ale w bąku wyedukowałem się na dobre, i to był początek mojéj karjery. Dziś u tego hawruka, co mnie oddał do terminu, będę zdawał egzamin na jego niedźwiadkach (kufrach), w których sporo tomańców i marchewek, czyli po waszemu srebra i dukatów. Cicho, patrol idzie.
— Schowajmy się.
— Głupiś. Andrus chowa się przed patrolą wtedy, gdy chce żeby go złapano.
— Cóż zrobimy?
— Udawaj pijanego. Ja będę cię prowadził.
W jednéj chwili przyjęli ułożone role. Kudłacz zataczał się, Kłyk go podtrzymywał,