Strona:PL Artur Oppman - Polski zaklęty świat.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„W lewo patrz!“
Jeden z drugim: pierwszy gracz!


Tłum się szlachty ciśnie w krąg, śledzą każdy podryw rąk, każde szabli bystre cięcie, (a zdaleka grzmi w tętencie, cwałujący, wrony koń!)

Co za ludzie! Co za broń!


To przykucną, to podskoczą, to się cofną, to przyskoczą, to leciutko jak na żarty, ledwo brzęknie oręż zwarty, to tak rąbnie jakby grom, aż się cały trzęsie dom. I znów obaj w jasność siną wstęgą blasków się obwiną, aż się zakołuje świat.
Co tu gadać! Chwat — i chwat!
Jeszcze jeden podskok chyży (a koń pędzi coraz bliżej!), jeszcze jeden Janka ruch — i gość owy wrzaśnie: „Uch!“ I na ziemię palce trzy z rękawicą legły w krwi! Szkoda, że nie cała dłoń!
Przed szlachciurą stanął koń.
Hyc! na siodło! „Pal was sześć! Pić daliście, dali jeść, ale mnie już nie ujrzycie, bo i diabłu miłe życie!“

Konia w bok! — i goń-że go!

Boże! zmiłuj się nad nami!
W rękawicy, zlanej krwią,
Trzy paluchy z pazurami!

Zerwał się wichury szum,
A w tym szumie djabla nuta —

I wykrzyknął szlachty tłum:
„To Boruta! To Boruta!“



JAKO SZLACHTA ŁĘCZYCKA ZAJAZD NA BORUTĘ UCZYNIŁA
I JAKO SIĘ DJABEŁ Z OPRESJI NIE WYMIGAŁ.


Ciemny, wielki, pusty loch,
Głucha cisza w onym sklepie,
A w krąg leży na polepie
Czterech wieków pył i proch;
Jakieś beczki pod ścianami,
Jakieś skrzynie za beczkami.