Strona:PL Artur Oppman - Pieśni.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Widmo nicości z obliczem Meduzy.
Więc przypominał dawnych marzeń sploty,
I ku przyszłości pełen był tęsknoty
I z upragnieniem czekał jutrzni złotej.



III.

Przyszła z orszakiem skrzydlatych rycerzy
I z trubadurów miłosną piosenką
Na ziemię, strojna poezyi sukienką;
Z pogodnych niebios oddech wionął świeży,
Z misternych sklepień gotyckiego tumu,
Wśród hymnów gwaru, wśród modlitwy szumu
Szło ukojenie dla smutnego tłumu.

Była to doba miłości i pieśni,
Błędnych rycerzy, królewien zaklętych,
Pełna uniesień bohaterskich, świętych —
Jak sen młodzieńczy, co się prędko prześni.
Na morskiej toni pląsały ondyny,
Młodych wędrowców wśród leśnej gęstwiny
Nęciła piosnka pięknej Meluzyny.

Dumny kochanek brał od swej kochanki
Kwiat róży białej i szedł w świat daleki,
Aby z imieniem jej usnąć na wieki,
Albo zwycięskie przynieść lubej wianki.
Wśród pustyń Azyi, wśród niw Ronsevalu
Padli w koronie z własnej krwi koralu —
Zostały po nich baśnie, pełne żalu.

A później serca zażegły się trwogą —
I były mroki hadesowej nocy,
I fanatyzmu szaleli prorocy